Strona:Leo Belmont - Kukuryku czy kikeriki.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.
—   14   —

sami w jakiej cudackiej pozycyi na gałęzi platanu i pozostawał tak nieruchomy w ciągu kilku godzin. Już później zrozumiano, że tonął wtedy w zadumaniu i, zamknąwszy oczy, topił wzrok we wnętrzu swojej istoty. Wówczas jednak nawet własna matka sądziła tylko, że go tak trapią tasiemce, albo jaka inna choroba.
Oczywiście mylono się. Był on zdrów, jak ryba. Kształty jego zaokrąglały się coraz bardziej, pióra rosły przedziwnie prędko, a w siódmym roku życia rozwinął się tak pięknie, że zaćmił najpiękniejsze kogucie okazy. Znajdował się wówczas „w połowie drogi swojego żywota.“
Niczyj dziób nie zaokrąglał się tak delikatnie, jak dziób „Kri-kri.“ Niczyj grzebień nie gorzał taką królewską purpurą. U nikogo czerwony kolczyk pod dziobkiem nie fałdował się w tak zgrabne zagięcia, ani był tak mięsisty. Żaden inny kogut nie posiadał nóg tak smukłych, z tak drobnemi ostrogami, tak mocno czarnych, a lśniących, jak szyfer. Ani niczyje skrzydła nie układały się tak wdzięcznie, nie były tak misternie zaokrąglone, nie posiadały tak pięknych lotków stopniowanych. Jasne pióra na tyle jego szyi igrały barwami, przechodząc w kolor złocisto-żółty; grzbiet kryty był płaszczem piór purpurowo-burych, w pośrodku pomarańczowo-czerwonych o blasku silnym z żółto-buremi obrębieniami — gra kolorów nieporównana!
Dodajcie środkowe pióra jaskrawiekasztanowego koloru; dodajcie pokrywającą pierś kamizelkę z ciemnych i czarnych piór, miejscami wpadających w barwę złocisto-zieloną, dodajcie oczy pomarańczowo-czerwone o niezwykle przeni-