nieśmiałość, zdecydowała się odpowiedzieć, co następuje:
Oto wbrew swojemu zwyczajowi trzymania dzióbka przy ziemi i grzebania w trawie, ona, najprostsza i najskromniejsza ze wszystkich kur na ziemi, poczuła owej nocy dziwną potrzebę spojrzenia do góry i przy blasku djamentowych błyskawic ujrzała w powietrzu dwóch długonogich bocianiego typu ptaków, dwóch biało-szarych „marabu“, dźwigających w szerokich dziobach ogromny, kwieciem opleciony kosz; w koszu tym siedział „Kri-kri“ i spoglądał na ziemię takim wzrokiem, jakim się kogoś żegna na zawsze. Wzrok jego pełny był tęsknej szczęśliwości. Błyskawica mignęła, niebo ściemniało — i „Grzebka“ nie widziała nic więcej. „Tylko — dodała, kończąc to opowiadanie — czułam w powietrzu jakgdyby zapach kalafonii“.
Więc znikł — znikł tak cudownie, jak cudownem było jego życie — i opłakany został rozdzierającem duszę pianiem.
Ale nie znikła jego nauka...
Owszem, wydała siew bogaty!...
W tem miejscu następują znaczne szczerby w rękopisie. Odpowiedni kawałek musiał wydać się bardzo smacznym brytańskim szczurom. Widać śród mnóstwa dziór ocalałe słowa, z których całości złożyć jednak niepodobna. Są to wyrazy: „Nie odrazu“.. „uparte barbarzyństwa“... i t. d., i t. d.
Ocalał tylko końcowy ustęp odnośnego rozdziału: „Nie odrazu przeto przyjęta została w całości nauka „Kri-kri...“