Strona:Leo Belmont - Kwestia żydowska.djvu/22

Ta strona została przepisana.

czytankach gazetów polskich“, a co zubożałemu wydawcy kazało przedwczesny pierwiosnek prasy polskiej, „Pocztę“, po trudzie dwuletnim, ze wstydem zamknąć“.
Trudno nam, wobec mistycznej zagadki określeń § 2-go rezolucji, orzec, czy rozkwit łódzkiego przemysłu, dającego pracę i płacę setkom tysięcy robotników polskich — przedsiębiorczością kapitałów żydowskich, albo spotęgowany eksport towarów polskich przez Gdynię, popychany w dużej mierze energią żydowską, należy do „osłabień i przeszkód ewolucji społeczno - państwowej“, a nie jest prawowitą pobudką do uczciwej konkurencji dla sił rdzennych? Niepodobna przecie zalet i zasług przeszłości, opartych na podstawie legalnej i przekazujących owoce swoje teraźniejszości, przerabiać tak na stoliczku partyjnym na grzechy pierworodne żydostwa.
W każdym razie, jeżeli owa tajemnicza ewolucja normalne, dokonywująca się obecnie w Polsce, nie oznacza rozbijanych szyb, deptanych straganów i niszczonych, lub okazyjnie kradzionych, towarów, ale — jak mniemać wolno — oznacza np. proces spółdzielczy, to on sam z natury rzeczy, z konieczności, niszczy rozkładające się ze starości formy kramarskiego handlu żydowskiego, a bodaj ich samych na swoje szlaki pociąga, nawet bez popędzenia „patriotycznym“ drągiem. Jeżeli zaś chodzi o jakąś innego rodzaju, daleko sięgającą w przyszłość, ewolucję gospodarczą, to Żydzi będą zmuszeni wraz z Polakami iść za nowym prądem, bez podcinania biczem antysemickim. Chyba, że chodzi o wygłodzenie Żydów i uproszenie tyfusu głodowego, iżby raczył nie rozszerzać się epidemicznie na żywioły rdzenne. Ale czy epidemie bywają posłuszne głosowi „mądrych“ partyj politycznych? — that is the question.