przeciw niemu... Znamy się ledwie dziesięć dni... jutro rano wyjeżdżasz Pan ztąd, powołany przez swoje obowiązki — i może nigdy nie wypadnie już nam się zobaczyć... Zgódź się Pan, że znamy się zbyt mało — i że w tych warunkach niektóre Pańskie słówka, dające mi dużo do myślenia, nie mogą znaleść żadnej odpowiedzi...
A kiedym energicznie zatrzymał w ruchu wiosła i stłumionym głosem wyrzekł: „Dość Panią znam na to, aby powiedzieć, że byłbym szczęśliwy, mając taką dozgonną towarzyszkę życia — roześmiałaś się Pani serdecznie długą srebrną gamą śmiechu, potem naraz spoważniałaś, posmutniałaś i odezwałaś się w te pamiętne mi słowa:
— Jestem wdową... Jestem wolną... Ale dlatego właśnie tak trudno mi rozporządzić swoją ręką... Przeszłam przez doświadczenia zbyt gorzkie... Mój mąż nieboszczyk znał się na koniach, na psach polowych, ale — jakkolwiek nie chciałabym rzucać cienia na jego pamięć, muszę to powiedzieć — ale... nie znał się nic a nic na sercu kobiety!... Był trochę... nieociosany, jak zwykle ludzie, którzy chodzą w pojedynkę na niedźwiedzia. Dla niego kobieta — dama — baba... to było jedno!... „O babach gadać nie warto“ albo „co baba wie?“ — były to jedyne aforyzmy o kobiecie, które od niego słyszałam. A ja tak lubię aforyzmy!... Jestem już wdową lat pięć — i pozostanę nią, dopóki nie poznam człowieka, który rozumie duszę kobiecą, który o kobiecie potrafi mówić, jak należy, ma pogląd jasny na miłość i na małżeństwo! Ten, kto mi da dowody, że stoi na wysokości tego zadania, otrzyma moją rękę...
Łódka nasza uderzyła o brzeg... Rozstaliśmy się... Przy rozstaniu pozwoliłaś mi Pani pisać pod swoim adresem do Lucerny „Poste-Restante“, gdzie miałaś być za miesiąc...
I oto od chwili powrotu blizko trzy tygodnie rozmyślałem nad tem, jak dać Pani dowód, że rozumiem kobie-
Strona:Leo Belmont - List do uroczej wdówki.djvu/8
Ta strona została uwierzytelniona.
— 4 —