Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

obce rządy, zawdzięczał to możnej protekcji pana de Tournehem, który męża swojej kochanki i legalnego ojca swojej naturalnej córki — celem uniknięcia kompromitacji jej nazwiska — szlachetnie ochraniał naprzekór listom gończym i skrycie utrzymywał na wygnaniu. Pan Poisson spodziewał się, że dzięki tej protekcji winy jego zostaną mu puszczone w niepamięć i będzie mógł z czasem powrócić do ojczyzny — nie tyle gwoli upomnienia się o swoje przedawnione prawa małżeńskie, ile dla zaprzestania nużącej tułaczki i znalezienia się w pobliżu „swojej“ jedynaczki. Albowiem rozmiłował się szczerze w prześlicznem dziewczęciu, mimo mocnych wątpliwości co do swoich praw ojcowskich i cieszył się przywiązaniem maleńkiej Joanny, przed którą tajemnica jej pochodzenia, dzięki resztkom przyzwoitości mieszczańskiej, została ukrytą. Czy na zawsze? — o tem historja milczy.
Otóż w tym kraju, który otoczył sławą — pomimo wszelkich współczesnych przekąsów i uprzedzeń — nazwiska kochanek królewskich Djany de Poitiers, Agnieszki Sorel, Gabrjeli d’Estreès, Henrjetty d’Entragues, miłośnic Karola VII. i Henryków II. i IV., który niedawno grzmiał chwałą faworyt Ludwika XIV., pań de Lavallière, de Maintenon i markizy Montespan; w tym czasie, kiedy Ludwik XV. wstępował w ślady swego królewskiego pradziada, splatając jawnie w oczach dworu i narodu sieci miłosne i wynosząc na tron Erosa wielkie damy z arystokracji; otóż w tym domu, który napełniony był atmosferą miłości i daleki od rygorów moralnych, jak to wskazuje przeszłość państwa Poisson i opieka pana de Tournehem, — słowa wróżby pani Lebon pod adresem dziecka: „Będziesz kochanką króla!“ nie zabrzmiały bynajmniej

7