Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

myślał o tem wszystkiem, co ci rzekłem — nie dąsał się na mnie (bo widzę po oczach, że się dąsasz) i pojechał rano wprost do pani Pompadour, lub... do Szwajcarji!“
„Ani jedno, ani drugie. Francuskie powietrze jest nawet w celi więziennej.“
„Uu!... gorsze od Szwajcarskiego z pewnością. Ale... przecież i w pokojach pani Pompadour jest francuskie...“
„Zarażone jej pudrem i perfumami...“
„Diderot! Jesteś jeszcze strasznie młody... Za dwa lata — jestem pewny — będziesz mówił inaczej.“
„Może jej już nie będzie.“
„Życzę sobie, aby była... i poparła wydawnictwo naszej Encyklopedji, do której chyba przystąpimy razem — za rok... co?“
„Przystąpimy, drogi mistrzu. Ale jej już nie będzie... Wyprze ją inna kochanica. To porządek dworu!“
„Jej? nie!... Założę się z tobą... Ona utrzyma się... i przetrzyma wszystko... Chyba, że ją... otrują.“
„Jak margrabinę de Châteauroux.“
„Ba! Tak przypuszczają... podejrzliwi, lub dobrze poinformowani.“
Za oknem ozwała się trąbka pocztyljona, nawołująca podróżnego.
Diderot pochylił przed Wolterem głowę, obejmując go oburącz. Wolter złożył pocałunek na jego czole...
Wyszli obaj.
Latude wzburzony opuścił swoje miejsce — i rzucił się na posłanie. Zrodziła się w nim nowa myśl. Mózg pracował uparcie nad tem, jak ją wcielić!...