Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

kowy stylizowanej ogrodniczki, to występowała w szatach greczynki, wprowadzając je na scenę teatru Wersalskiego wbrew przesądom pseudo-klasycznym epoki, wystawiającej Grecję w krynolinach, to prezentowała się w „dezabilu“, kopiowanym z obrazów Watteau.
Długo była zwycięzką w tem wynajdywaniu coraz to nowych oszołomień, ale — musiała zdać sobie z tego sprawę — z czasem grunt, na który wstąpiła torem miłośnicy królewskiej, coraz wyraźniej przybierał cechy wulkaniczne. To o jej uszy obijało się, że jej największy obecnie wróg na dworze, ceniony od lat wielu i zaufany doradca królewski, minister d’Argenson, zamierza narzucić Ludwikowi inną faworytę, że kandydatkę na nią już upatrzył w młodziutkiej pannie Charlocie-Rozalji de Romanet, narzeczonej de Choiseula, a król spojrzał już nieraz na dziewczę z westchnieniem platonicznego kochanka. To niedawno doznała wstrętu i obrzydzenia do ukochanego Ludwika, kiedy Król upił się aż do nieprzytomności — wprawdzie raz jedyny — a jej przyjaciółka margrabina d’Estrades, która odprowadziła go do jego pokojów, ze łzami w oczach opowiedziała jej, że Król w jakimś ciemnym korytarzu zadał jej gwałt. Wprawdzie rzecz wydawała się czemś zgoła innem: brzydka pani d’Estrades raczej sama najpewniej narzuciła się królowi, a ten będąc zgoła nieprzytomnym, nie bardzo odpowiadał za to, co czynił. Lecz markiza doznała ukłucia raczej w poczuciu godności własnej, niż w sercu, czuła się zmrożoną wobec Króla, równocześnie kryjąc na dnie duszy do czasu pomstę nad fałszywą przyjaciółką, do której zalecał się pan d’Argenson, układający wspólny z nią spisek przeciw potędze markizy.