Ale nadszedł — nadejść musiał — moment, kiedy organizm pani de Pompadour rzekł swoje stanowcze „veto“ miłości, jeżeli nie ze względu na wiek (boć miała lat zaledwie trzydzieści), to z uwagi na wyczerpane nieustannym trudem i wiecznym niepokojem nerwy, stargane wysileniem zmysłów organy, a zwłaszcza niedomagania na tle kilku operacji, którym podlegała, celem zapobieżenia owocności związku z Królem: miłośnicy królewskiej nie wolno było zostać matką bez ryzyka straty swego stanowiska. Nadto podkradała się coraz natrętniej tajemnicza choroba, która w dzieciństwie wywoływała lekkie krwotoki i przemijające kaszle po zaziębieniach, teraz ujawniająca się częstszemi tego rodzaju objawami i podkopująca jej heroiczny organizm. Doktór Quesnay, zapytywany przez nią w sekrecie — gdyż długo ukrywała te przypadłości — kiwał zagadkowo głową, ale doradzał jej odpoczynek bezwzględny, surową dyjetę i mleczną kurację. Rozumiała także z jego napomknięć, że na czas długi winna strzedz się natarczywości miłosnej Króla, póki nie ustaną fizjologiczne anomalje, wywołane sprzeciwem życia naturze kobiecej. Zagłuszała jednak w sobie nakazy rozsądku, gdy dnia pewnego spostrzegła tamę odzewnątrz...
Księżna de Brancas zastała ją pewnego dnia w ataku histerycznym. Pani Hausset załamywała ręce, czując