Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

prawiającej monarchę“ i radził jej „poprawę moralną“, grożąc „ogniami piekielnemi“.
Podpisał się pełnem imieniem i nazwiskiem: „Gabryel d’Allegre“ i obiecał „spotykać ją zawsze oczyma wyrzutu, póki się nie poprawi“.
Markiza była do głębi wstrząśnięta. Pomimo rozmiłowania w pismach Woltera, wbrew wolnomyślności, która sprawiała, że w chwilach zatargów z klerem brała stronę opozycji — niedarmo karykatura przedstawiła ją w postaci baby, wymiatającej Jezuitów — w głębi jej duszy żył jakiś strach przesądny, pozostałość nawyków dzieciństwa.
Poleciła zamurować wejście, które łączyło jej sypialnię z apartamentami Króla i napisała pełen skruchy list do Papieża, w którym prosiła go o błogosławieństwo, uznając swoje minione grzechy, ale zaznaczając, iż „od wielu lat uczyniła wiele, aby Monarchę pogodzić z Jegą Małżonką i rodziną“, że „obecnie od długiego czasu jest daleką od wszelkich przystępów chuci“, że „dowodem jej opamiętania się jest zamurowanie przejścia z jej pokoju do komnat Króla“, że w tej chwili oczekuje na nią w kaplicy pałacowej jej spowiednik Ojciec de Sacy, który „wetchnął najlepsze rady jej umysłowi i duchową pociechę jej sumieniu“, że z królem łączą ją dziś jedynie „Jego przyjacielskie zaufanie i jej wiernopoddańcze oddanie się potrzebom Francji, ukochanej córki kościoła“ — wreszcie, że żywi nadzieję w Bogu, iż „Świątobliwy Ojciec nie będzie głuchy na jej łzawe prośby“.
Ten list wysłała natychmiast przez umyślnego posłańca do Rzymu. Poczem doznawszy ulgi serdecznej, otworzyła kasetkę, wyjęła, lettre de cachet, wpisała nerwowo imię i nazwisko niepokojącego ją zu-