Wiedziała markiza, że łatwy wyrok ludowy ją pierwszą obrzuci błotem za nieudatny sojusz, za niepowodzenia wojny, za marność strategów, za przerażające braki armji francuskiej, podobnie jak nastrojona przez intrygę i fanatyzm ciemna ulica wyrzucała z oburzeniem „dziewce królewskiej“ kroki wolnego ducha czasu, wiejącego w mowach ośmielonych parlamentów. Poparcie, jakie okazała temu duchowi czasu leżało na linji wymagań kultury i potrzeb ekonomicznych Skarbu państwa, toczącego kosztowną wojnę; tedy z przykrością się słyszy, że czcigodny arcybiskup Paryża, zgorszony sięgnięciem poborców podatkowych po nietykalne fundusze arcybiskupie, z których sam zresztą nie korzystał, rozdając je między biednych, tak dalece się uniósł, iż publicznie wyraził się: „winowajczyni godną jest spalenia na stosie!“ Aluzja do pani de Pompadour była dość przejrzysta, aby nie miała wywołać dla arcybiskupa konsekwencji w formie wygnania ze stolicy.
Wszystko to świadczy o tem, z jakim trudem powiązane było dla byłej miłośnicy utrzymanie swego stosunku przy dworze po odstąpieniu dobrowolnem pieszczot królewskich przygodnym kochankom, oraz zmaganie się z tą falą nienawiści, która biła na nią z wszystkich stron. Szczęściem przyszedł jej z pomocą w trudnej chwili, gdy piękna markiza Coislin zarzuciła wędkę na króla i już bliska była jego łask — Berni, który dzięki poparciu pani de Pompadour ze skromnego opata wyrósł na mówiącego śmiałą prawdę królowi w oczy biskupa, z czasem zaś potężnego ministra jej regime’u. Z taką odwagą i żarem krasomówczym wytłumaczył Ludwikowi XV., iż nominacja publiczna nowej faworyty pachnie skandalem europejskim, źle
Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.