Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.



Rozdział XXXII.
Szczęście innej.

Czy Markiza de Pompadour była szczęśliwa w tych latach ostatnich, gdy królowała Francji już bez konkurencji ministrów, bo Berni i Choiseul, jej protegowani, chylili czoła przed jej przewagą, — z zupełnem zadowoleniem Króla, któremu zostawiła blask korony, zgarniając dla siebie ciernie władzy — z przyjazną aprobatą Królowej, która polubiła jej takt i oceniła przychylny hołd dla swojej osoby i tytułu?... Czy umierała, przynajmniej syta chwały, spokojna o losy Francji i wyrok historji na siebie?...
Historja przeczy temu najkategoryczniej zimnemi i żałobnemi głoskami.

Godziła się na stratę pociągu zmysłów Ludwika; dożyła do widomej bezlitośnie utraty jego serca. Król znudził się kaprysami uciech przygodnych i przelotnych; rozkochał się naraz — oczywiście, o ile zużyty sybaryta wogóle kochać potrafił — w córce pewnego adwokata z Grenobli, mającej usposobienie wschodniej odaliski, rozkochanej w powabach własnego ciała, z dumą udzielającej pieszczot swojemu władcy. Panna de Romans (takiem było jej nazwisko) nie zgodziła się na znijście do renomowanego domu powszednich uciech królewskich w „Parku Jelenim“, skłoniła po-