Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

mniał jeszcze, jak kazała mu wspinać się po parkanach i zrywać boleśnie kłujące pokrzywy. Teraz było to samo — cała ta rozmowa, była, jak garść parzących pokrzyw, kapryśnie złośliwą ręką rzucona mu na serce.
„Pamiętasz, Żanetto, jak kazałaś mi zanurzyć ręce w pokrzywy... i zmusiłaś mnie do cierpień? Teraz jest to samo...“
„A ja czy nie cierpiałam w tedy?“ rzekła.
„Czy chcesz powiedzieć, że teraz jest to samo?“ zapytał z lękiem.
Kareta zatrzymała się przed domem państwa d’Étioles. Zamiast odpowiedzi, rzuciła:
„Przyjechaliśmy! Otwórz!...“
Kiedy wysiadali, w głowie huczało mu dziwnie: „Nie zdradzę cię... chyba dla króla!“



20