Nie odpowiedziała, pobita tym argumentem. Ludwik XV., któremu — kiedy miał lat ledwo pięć — guwerner Villroi, ukazując zebrany pod oknami zamku lud, rzekł: „Sire! tout ce que vous voyez est à vous“ — nie wątpił ani na chwilę, że ma prawo zabrać żonę panu d’Étioles, ale sądził też, że niema mocy odebrać arystokracji przywileju do stanowiska jawnej faworyty!...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Nagle za fotelem królewskim ozwał się mocny głos męski równocześnie z uderzeniem drugiej godziny na złotym wahadłowym zegarze:
„Nie mogę dopuścić dłużej, aby Najjaśniejszy Pan nie położył się o tak późnej porze. Jutro mamy o 12-tej przyjęcie nowego ambasadora Anglji.“
Był to głos jego ulubieńca, kamerdynera Binet, który, korzystając ze swoich przywilejów czuwania nad snem króla, bez pukania wszedł do salonu, od kilku chwil przedreptywał z nogi na nogę i dawał bez skutku znaki zakłopotanej pani de Mailly, aby przerwała rozmowę.
„Ba! widzi pani,“ rzekł wesoło król, „że najabsolutniejszy monarcha jest ograniczony w prawach przez swego kamerdynera. Ludzie trzeciego stanu urastają w siłę...“
„Dzięki łaskom królewskim,“ rzekł sprytny Binet. „To już od czasów Filipa Valois.“
„No! I ja trochę zawiniłem pod tym względem, i mój opiekun, regent Książe Orleański, przywróciwszy prawa parlamentom,“ zauważył król powstając. „Dobrej nocy, pani de Mailly. Proszę mi nie brać za złe, żem panią budził... niepotrzebnie.“