czej oceniła trafnie, że moment cierpienia przerodził jej męża w poetę, który zapożyczył zdolnością stylistyczną ognia słów od wymownego kaznodziei Massillona, z którego kazań czynił na jej życzenie potrzebne wypisy. Czy podejrzywała, że im szał był mocniejszy, tem prędzej znajdzie kres, i niema żadnej racji wzruszać się nim i wracać przez litość do nielubianego męża? Czy przeciwnie paliły ją zarzuty hańby i przeraziła zapowiedź zemsty — która mogła przerwać błyskawicą mgłę obiecanego zapomnienia jej winy? A może niezwykła finezja myśli i przebiegłości serca podyktowała jej, że ten szalony list podniesie w wyobraźni króla wartość kobiety tak ubóstwianej — że mąż pomoże jej wziąć w niewolę kochanka — że pismo, grożące jej i Królowi, zjawia się jej, jako podstawa do uwolnienia się od pana d’Etioles i zawojowania miejsca w Wersalu na stałe...
Ten płomienny list — i to „ratuj, Najjaśniejszy Panie!“ — i dodatkowa opowieść o rzekomych atakach gniewu mężowskiego: „Dzieckiem byłam, kiedy przynosił mi pokrzywy, któremi kłułam się boleśnie!“ — „Owej nocy, kiedy wróciłam z maskarady w Wersalu, musiałam się zamknąć; gotów był mnie zabić; dobijał się — nie wpuściłam go“ — te histeryczne pół-kłamstwa i pół-prawdy, wypowiadane z najszczerszym akcentem, sprawiły, iż Król, podnosząc ją, całując, tuląc na piersi, kojąc, czynił wszystko, co leżało w jej planach.
Przyrzekł jej dać schronienie w obrębie Wersalu, w pokojach, które ongi zajmowała pani de Mailly w roli pierwszej faworyty królewskiej — obiecał ochronić ją przed niechęcią Delfina — zapowiedział podarowanie jej pięknych dóbr z pałacykiem, poświę-
Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.