Przeciw wzgardzie szlachty wersalskiej, atakom szansonetek, arsenałowi plotek, wrogiej klice, której przewodzili minister Maurepas, hrabia d’Argenson, kontroler jeneralny Orry — pracował od pierwszej chwili zainstalowania się markizy de Pompadour w pokojach królewskich jej arcydyplomatyczny takt kobiecy. Nie mogła wprawdzie złamać tępego uporu złośliwego bigota Delfina, który przeciw niej nastroił siostry i żonę: te damy, gdy raz znalazła się z niemi w karecie, nie udzielały jej ani słówka odpowiedzi na wszystkie pytania.
Ale zatriumfowała, odłączywszy od wału nienawiści rodziny królewskiej w stosunku do niej, Królowę-Matkę, dobroduszną Marję Leszczyńską, która spostrzegając naraz objawy niezwykłej grzeczności ze strony Króla i otrzymując odeń prezent noworoczny, dowiedziała się, że to przypomnienie królewskie zawdzięcza wpływowi faworyty, i była wzruszona. Wprawdzie co się tyczy prezentu, to pani de Pompadour doradziła Królowi przesłanie Jej Królewskiej Mości złotej tabakierki, przeznaczonej właściwie dla pani Poisson, ale... w momencie dokonania daru już zbytecznej dla nieboszczki.
Markiza zyskała sobie także przyjaźń księżnej de Luynes, przed którą w czarująco prostych słowach listu otworzyła serce — tragedję istoty, która