Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

Uogólnijmy tę cierpliwą i zabiegliwą pracę kobiety, zniewolonej dla obrony swego stanowiska w centrum — w sercu Króla, rozciągać dalekie okrężne pasy misternych szańców i placówek: wypadało jej obrobić „Wersal“, przełamać przesądy jego opinji, rozpraszać wrogów, wiązać sojuszników; stworzyć wspólność interesów dla kreatur, któremi otoczyła się; co dnia roztaczać powaby kobiecego uśmiechu i subtelnej wymowy, aby wejść w poufny stosunek z książętami krwi, zyskać hołd ministrów, sympatję mężczyzn, przyjaźń kobiet; — wypadało wznieść się ponad prastare kastowe mury, lub zniżyć najstarsze rody Francji do uprzejmości dla siebie; ujarzmić ambicję dworaków i kaprysy dam dworskich; sięgać w głąb opornych sumień i po królewsku nagradzać kapitulacje; stworzyć dokoła siebie wyścig próżności, chciwej zaszczytów, i poniżeń, chciwych złota; rozpętać wir namiętności, ambicyj; znaleść szlaki do wytrysku pieniądza i stworzyć szluzy rozrzutnej łaski, niezbędnej dla powodzenia — to były zadania, które podjęła i wykonała pani de Pompadour.
Ale było jeszcze jedno — najważniejsze i najtrudniejsze — bez wykonania czego triumfy na wszystkich innych drogach nie zdałyby się na nic: to było zadanie utrzymania miłości, czy poprostu przywiązania Króla, albo nie to — raczej przykucia do siebie uwagą, wdzięcznością, poprostu potrzebą, człowieka, który się nudził — nudził śmiertelnie, którego trzeba było wciąż zajmować, czarować, pobudzać z dnia na dzień, co godzina — kruszyć broń o niego z Nudą i każdej chwili odbierać go szczerzącej zęby Nudzie!
Ten trud podjęła — i wykonała.