— Nie płacz, Stasiu! nie płacz. Przecież ja ci nie chciałem sprawić przykrości. Chodzi mi tylko o to, żebyś się nie zepsuł, żebyś nie został takim egoistą, jak twój ojciec... albo twój brat Jan.
— O, teraz znowu wygadujesz na Jana! — płakał chłopiec. Ach, lepiej nie żyć, niż słyszeć takie rzeczy o swoich najbliższych...
Szlochał i trząsł się z bólu...
— Nie, to wszystko musi być nieprawda — mówił chłopiec, połykając łzy. To musi być jakieś nieporozumienie... Ty tylko nie rozumiesz dobrze taty i mamy... I oni ciebie nie rozumieją... I ztąd jest to wszystko... To okropne! okropne!...
Hrabiemu wargi przekrzywiły się złością. Machnął ręką. Otwierał usta — chciał coś powiedzieć przykrego. Chustką nerwowo pocierał oko, z którego wypadł monokl na białą elegancką kamizelkę.
Ale opamiętał się szybko i rzekł tylko:
— Idź spać, Stasiu! — idź spać! Już pora na ciebie...
Starożytny zegar ścienny bił jękliwie godzinę dziewiątą.
W dwa dni potem przed werendą stangret na koźle powozu oczekiwał panicza...
Bułany kręcił grzywiastą szyją i bił niecierpliwie nóżką, jakby obawiał się, że Staś spóźni się na pociąg.
Była wczesna godzina poranna.
Śnieg prószył.
Staś, pożegnawszy siostrę, która nie wychodziła