Strona:Leo Belmont - Opowieść prostytutki.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.
—   6   —

— Znieś mnie na dół... znieś...
— Jakże ja pana zniosę?.. Siły nie mam...
— Ściągnij... po schodach ściągnij...
— A dyć pan umrze... Krew się uleje... lepiej doktora... Stróża zawołam... coś z aptyki przyniesie...
A on każe mi z palca ściągnąć brylantowy pierścionek... i zygarek złoty z kieszeni wyjąć i powiada: „Pierścionek dla ciebie... ale ściągniesz mnie na dół... zaraz... niech tu nie umrę... Nie tu — nie tu — nie tu... Stróżowi — powiada — ten zegarek dasz... żeby wyrzucił za bramę... ale tak, żeby nikt nie widział... Położyć na ulicy... na ulicy... trupa...“
I do mojej ręki usta przyciska... i obejmuje mi nogi... i czołga się za mną... i całuje mi podół spódnicy... I mgleje...
Jeno jakby bez sen powtarza jeszcze: nie tu — nie tu... Tu nie można...
Więc-em go tak... cichutko... po schodach za nogi zewlokła... w ciemności to mu tak tylko głowa stukała... A potem razem ze stróżem...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Parne powietrze nocy letniej przeszył krzyk okropny — i pobiegł w milczenie gwiazd...
Kobieta z czwartego piętra wyskoczyła na bruk...