Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/102

Ta strona została skorygowana.

cielska był nieznośny. Jakieś ręce darły na niej sukienkę. Próbowała mu się wydrzeć. Ale nie mogła. Oprzytomnienie było błyskawicą lęku. Teraz zapadała w nieprzezwyciężoną senność. Jakby leciała w przepaść. Wszystkie jej członki były jakby skute paraliżem.
Jeszcze błysnęło jej w myśli:
— To... wino... wino... dlaczego piłam!!...
I straciła przytomność.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Nazajutrz Joanna zbudziła się z szalonym bólem głowy. Opata nie było. Na sofie znalazła sakiewkę z kilku złotemi monetami. Może pozostawił ją umyślnie. Może wypadła mu z kieszeni wraz z listem, który pozostawił z pewnością nieumyślnie. Albowiem mieścił on na wierzchu jego nazwisko i adres, które oczywiście ukrywał. Przekonała się o tem z odpowiedzi p. Gourdan, która weszła bez pukania. Joasia instynktownie zakryła sakiewkę i list. Miała wrażenie, że chichocząca megiera jest złodziejką, gotową zagrabić złoto „dobrego opata“. Dobrego — bo jeszcze półsenna nie uświadamiała sobie, co wczoraj zaszło.
— Gdzie jest opat?
— Albo ja wiem! — wzruszyła ramionami stara.
— Czy przyjdzie?