Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

larskiego, zrobiła z pamięci wcale udatny jego portret. Zaniosła go pod jego nieobecność na poddasze i przybiła na jego drzwiach.
Był rad. Zostawił portret na miejscu i napisał na nim wielkiemi literami, w rachubie na przypadek:
„Pragnąłbym poznać malarza.“
Odczytała. W lustrze zrobiła własny portret i przybiła na drzwiach obok poprzedniego z podpisem:
„To ja — malarz!“
Odtąd jął marzyć o niej. Odgadł, że autorką portretu jest jedna z panien, pracujących u pana Labille. Wypatrywał oczy, gdy wychodziły wieczorami; nie mógł w mroku odnaleźć poszukiwanej. Nie natrafił na wchodzącą rankiem, gdyż musiał wcześniej udawać się do odległego miejsca pracy.
Zaszedł po południu do magazynu, udał, że chce coś nabyć. Obaczył ją śród pracujących. Zrobił znak, iż coś pisze, i ręką wskazał nieznacznie w górę, patrząc zdaleka mocno w jej oczy.
Zrozumiała jego język mimiczny w lot. Udała się w przerwie obiadowej na piętro. Portretów nie było. Natomiast na drzwiach wypisany był węglem napis:
„W portrecie moim są błędy. Kiedy mój malarz przyjdzie, aby mnie sportretować dokładniej zbliska?“
Węgielek wisiał obok na sznurku.
Napisała.