Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

szampanem tańczyła na stole jakiś tanieec, który określała, jako „murzyński, zapożyczony z budy teatralnej na jarmarku w Marsylji“... Śmiała się, figlowała „dowcipkowała“, a nawet wymyślała panu Saint-Fox, który ośmielił się objąć ją zuchwale podczas tańca. „Dała mu w papę!“ — wykrzyknął pewnej chwili król — „to jest naprawdę olśniewająca kobieta!“ Później naśladowała zapomocą całego składu peruk, przywiezionych przez pana Dubarry dla jej popisów — rozmaite damy dworu, które miała sposobność widzieć w domu hrabiowskim. Król dusił się ze śmiechu, wymieniając mi coraz nowe nazwiska osób karykaturowanych. Dziś już postarzała pamięć nie jest w stanie wskrzesić nazwisk tych pań, ale sądząc z okrzyków i śmiechu króla musiało to być „paradne“ i „fenomenalne“. Nigdy nie zazdrościłem tak bardzo przywilejom monarszym, jak w owej chwili, gdy król egoistycznie zagarnął jedyną dziurkę w murze, a ja zniewolony byłem łykać ślinkę“ — kończy pamiętnikarz.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Ta oryginalna scena oględzin przez dziurkę, której bracia Goncourt oddają pierwszeństwo przed innemi licznemi wersjami na temat pierwszej znajomości króla z przyszłą panią Dubarry — zakończyła się jeszcze oryginalniej. Oto w pewnej chwili król zapomniał się i wykrzyknął „brawo!“ klasnąwszy w dłonie. Zaniepokojona i zdumiona Joanna poskoczyła do sąsiedniego