ustannie oddające nu ukłony, pokorne niewolnice, które tępo czekały jego rozkazów, czyniły wszystko, czego żądał, ale zniewalały go do trudów nakazywania pieszczot — powoli, nudno, brak temperamentu pokrywając wstydliwością, zbyt widocznie sztuczną. Oddawały mu się jakby oficjalnie, bez cienia miłości, czyniąc z oddania się obowiązek poddanek względem króla, którego obsłużenie uznawały za najwyższy zaszczyt. Wiało od nich nudą etykiety, która była śmiesznie niedopasowana do najpoufalszego zbliżenia się kobiety z mężczyzną. Nie było mężczyzny; był tylko król, który otrzymywał pieszczoty ceremonialne według własnych wskazań i musiał oczekiwać na nie, aż rozkaże. Nie lubił tych manier fałszywej i ckliwej wstydliwości, która pękała za jego wolą w sztywnych pieszczotach z urzędu. Bywał mimo swego doświadczenia i pewności majestatu zażenowany milkliwością tych kobiet, z któremi nie miał o czem pomówić pomiędzy jednym a drugim, nieśmiałym wobec Królewskiej Osoby, pocałunkiem.
Śród jego przygodnych partnerek w grze miłosnej był i drugi rodzaj, który też mu dojadł tak bardzo, że zapytywał siebie czasem, czy nie należałoby zacząć być cnotliwym, gdy nie stało wielkich faworyt, pań de Châteauroux i Pompadour, albo czy nie należałoby po niedawnej śmierci królowej Marji z Leszczyńskich poszukać sobie nowej małżonki, łączącej na ten raz powaby ciała i ducha z krwią zagranicznego królewskiego rodu. Ten gatunek kobiet były to
Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.