Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

Świętego. W tej pozycji nie mogę doręczyć jej wezwania Konsystorza.
— Hm... to bardzo źle. Bo ja chciałem, żeby twoja pupilka została hrabiną Dubarry — markotnie ozwał się król. Cóż teraz będzie? Radź, hrabio!
— Joanna zostanie hrabiną Dubarry!
— Jak?! — zdziwił się król.
Jean Dubarry czekał tej chwili dla wywołania efektu.
— Rzecz najprostsza w świecie, Najjaśniejszy Panie! Mam brata w Tuluzie, Wilhelma Dubarry, który może tu być za dni parę.
— Jesteś mi zabiegliwy, hrabio — poklepał król rozpłomienionego konfidenta po ramieniu. Wypisz mi go niezwłocznie. Poślij sztafetę. Będę pamiętał o was obu.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Tego dnia Joanna oddała się w Compiègne Królowi. Nie czyniła już ceregieli, aby nie przeciągać struny. Oddała mu się w upojeniu miłosnem, pełnią wzruszonego wdzięcznością serca. Dobroć monarchy — tak to odczuła — dźwigała ją z nizin urodzenia na szczyt marzeń, zasypywała swoją łaską przepaść bolesnej i potwornej przeszłości, która nie była jej winą, lecz klątwą losu. Ludwik XV znosił tę klątwę...
Oddała mu się, postawiwszy wprzód tylko jeden warunek.