pomocy dwóch notarjuszów i świadków, hr. du Barry-Ceras‘a i Gruel‘a, posiadających sekretne rozporządzenia od ministra skarbu z upoważnienia króla do podniesienia blasku małżeństwa obfitością posagu nowoślubnej. Wszelako jakkolwiek Wilhelm du Barry był chciwy i ostrzył zęby na przyrzeczone mu odstępne w kwocie kilkudziesięciu tysięcy liwrów po rozejściu się z żoną, mającem nastąpić niezwłocznie po ceremonji ślubnej — rzecz o mało nie utknęła na martwym punkcie.
Kiedy mama Rançon, wychodząca nagle z ukrycia, szumiąca jedwabnemi szatami i grająca rolę wielkiej damy przywiozła do pałacu potrzebną do sporządzenia umowy przedślubnej i aktu ślubu metrykę — Wilhelm Dubarry pociągnął starszego brata do kąta i oświadczył mu z tępym uporem:
— To jest niemożliwe! Żaden z Dubarry‘ch nie żenił się z osobą z niewiadomego ojca, jak ta... córka Anny Béqus. Nasi przodkowie przewrócą się w grobach.
— Czy ci nie wszystko jedno, jak będą leżeli?... Nikt tego nie będzie sprawdzał.
— Nie! mój drogi... Mam zasady... Nieboszczycy muszą leżeć brzuchem do nieba. Zresztą pomyśl sam, kontrakt przedślubny jest robiony dla zamydlenia oczu plotkarzom dworskim. Nie powinien kompromitować ani Dubarry‘ch, ani króla, który otrzymać powinien z rąk naszych metresę dobrze urodzoną... choćby na papierze,
Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.