Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach! ja tu gadam... A zapomniałam, z czem przychodzę. Wiesz? — mam list do ciebie od Lamet‘a.
Joanna już siedziała na łóżku. Klasnęła w dłonie:
— Pokaż, mamo! Ach, mój poczciwy Lamet!
Z radością odczytała jego list. Donosił, że jest fryzjerem znakomitego lorda. Zarabia dobrze. Zgodnie z umową wzywał Joannę do siebie.
— No! trochę się spóźnił — rzekła Joanna smętnie... Skąd masz ten list, mamo?
— Od kawalera Morande!
— Co za djabeł znowu?
— Między nami mówiąc... utrzymuje mnie. Świetny kawaler. Bywa często w Londynie. Odwiedzał owego lorda i spotkał u niego twojego fryzjera. Lamet prosił go, aby za powrotem do Paryża odszukał pannę Rançon i doręczył jej ten list. Taki cudowny zbieg okoliczności, że znał mnie... To samo nazwisko. Pokazał mi ten list. A ja zaraz: „to do mojej córki!“
— Mamo! co za nieostrożność!
— Nie bój się, kochanie. De Morande jest gentlemanem. Dał mi słowo, że dochowa tajemnicy.
— Czy pojedzie znowu do Anglji?
— Z pewnością. Ma tam wciąż interesy. Czemu pytasz o to?
— Bo chciałabym odpisać. Ale czy Morande odda list w tajemnicy?