Poza plecami Joanny Dubarry odbywała się gra wielkich interesów politycznych, w której ona była wysoką stawką, niemal nie domyślając się tego. Ironja dziejowa sprawiła, że cudze ręce pchały ją na stanowisko faworyty w walce z innemi wielkiej miary, że miała być sprężyną dziejową, tarczą pewnej partji, narzędziem polityki, której nie obejmowała swoim niewieścim umysłem, obrończynią idei, które wyrastały znacznie ponad jej dziecinadę. Figlarna, wesoła, miła kobietka — wbrew swej woli i wiedzy — służyła za skrzydło opiekuńcze zgniliźnie, która drapowała się w togi moralności, porządku monarchicznego, religji. Ona sama była ofiarą niecnych intryg, a Fatum chciało, że przyniosła im zwycięstwo na zgubę Francji, która, przywiedziona manowcami na skraj przepaści, ratowała się później okrucieństwami rewolucji!
Intrygantów nie brakło z obu stron, powietrze epoki przesycone było groźnemi miazmatami. Jeżeli z jednej strony ochraniano fundamenty przegniłe, przesądy zastarzałe, fałsz i zepsucie obłudy tradycyjnej, to z drugiej, w obozie nowatorów, kryły się niebezpieczeństwa szalonych porywów, lekkomyślne igranie sceptycznej myśli ze wszystkiemi walorami przeszłości — wreszcie, obok trafnych zamierzeń budowniczych, zuchwalstwo burzycieli, nie znających tamy. To ponie-
Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/192
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XXVI.
Wielki dramat polityczny.