Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

Paradoksem czasu było, że ta walka światopoglądów obracała się wokół kurtyzany, kobietki płochej, pani Dubarry. Ale to było już spadkiem po tej równi pochyłej, na którą Francja wkroczyła za rządów słabego Ludwika XV, wynoszących na szczyty życia państwowego wolę faworyt i kaprysy kobiece.

Urzeczywistnienie się tego paradoksu było w danym wypadku tem dziwniejsze, że ta partja, która obrała sobie za narzędzie poszukiwanej przewagi panią Dubarry, składająca się w znacznej części z biskupów i innych dostojników kościoła, wcale nie była zachwycona przymierzem z kobietą tak lekkiej reputacji. Ale była ona zniewolona przytłumić swoją niechęć względem niej — i potrafiła to uczynić po jezuicku, jako że walczyła o przywrócenie praw wychowawczych Jezuitom — ponieważ miała na widoku wzór niedawny rządów pani Pompadour, łamiącej wolę króla. Ponieważ na razie wszechmocnym był pierwszy minister Choiseul, z którego polityki zagranicznej król był słusznie zadowolony, ponieważ trząsł on Francją i wewnątrz tak dalece, że opinia głosiła o istnieniu „monarchji Choiseula“ — nie było innej rady celem wywrócenia znienawidzonego przez opozycję konserwatywną „rewolucjonisty“ i zapobieżenia reformom, osłabiającym przywileje kościoła i korony na rzecz parlamentaryzmu i wolnej myśli, jak danie królowi faworyty, przez którą rządziłaby królem wynosząca ją na szczyty klika.