Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

wobec kobiety tak niskiego pochodzenia. Jeżeli Joanna nie popełniała nietaktów, wołających o pomstę do nieba i opanowała swoją wybuchową naturę w wystąpieniach publicznych, było to zasługą jego czujności zdaleka. Nie wysuwał się bowiem nazbyt z ukrycia, aby nie zdradzać swojej komendy, dawał jej rady ciche, pisemne, zaufawszy jej bystrym zdolnościom. Kosztowało go to jednak niemało trudu, gdyż musiał ujarzmić jej niecierpliwą naturę swawolnego dziecka.
Uwziął się dowieść ludziom, że nie był błaznem, wskazując świetne przeznaczenie „dziewce ulicznej“. Bronił swego przedsięwzięcia, zacisnąwszy zęby. Na ataki pani de Grammont, kłującej jego protegowaną szpilkami paszkwilu, odpowiedział również anonymowo, dosadniejszym paszkwilem, wydanym zagranicą p. t. „Kazirodczy stosunek Choiseula z siostrą“. Co tu było prawdą, niewiadomo; lecz opinja rodzeństwa ucierpiała mocno i zbliżyła Dubarry do celu: król nie liczył się już ze swoim skompromitowanym ministrem i gotów był sam skompromitować siebie bez obawy przed nim.
Dodajmy, że hrabiemu przyświecał cel dalszy. Marzyło mu się, że może zostać powinowatym monarchy. Słyszano, że nieraz przez zaciśnięte zęby rzucał:
— Ach! mój brat powinienby umrzeć wcześniej!
Przerażano się tej otwartości. O co chodzi? pytano. Jakto o co?... Czyż wdowa hrabiego Dubarry nie byłaby godną wdowca Marji