Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

stawia... toż możemy trafić do więzienia najpierwszym etapem... a bodaj i na szubienicę.
— To przeczytaj, błaźnie.
— Nie mogę. Pisze po francusku.
— No. to zabierz, idjoto, list... Teresa zaświadczy, że zabił się sam i nie zostawił ani papierów, ani gotówki.
Rudy John, zawsze posłuszny żonie, wysypał na stół złoto z sakiewki; zamierzał zgarnąć je w połę kaftana; równocześnie sięgnął po list, aby go zeskamotować, gdy nagle Teresa porwała się z kolan — poskoczyła ku stołowi — i krzyknęła głosem pełnym rozpaczy i energji:
— Hyjeny! nie pozwolę wam ograbić nieboszczyka.
Położyła obie ręce na dokumencie i na sakiewce.
Rudy John cofnął się, pytająco patrząc na żonę.
— Czego czekasz? — wrzasnęła megera — zabierz to, co nam sam Bóg daje w łapy. A jej zaknebluje się gębę i będzie milczała. Ostatecznie znajdzie się na nią bat, jeżeli nie zrozumie, głupia! swojej własnej korzyści. Przecie podzielimy się z tobą, Teresko! No!... bądźże rozsądna!
— Nie pozwolę!... nie pozwolę!! — krzyczała dziewczyna, cisnąc rękoma kupkę pieniędzy i list. Oczy jej świeciły groźnie. Widać było, że bez walki nie da uczynić krzywdy woli zmarłego...