Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/211

Ta strona została skorygowana.

„Lody prysły!... Partja naszych zwolenników rośnie z dniem każdym. Obóz przeciwny topnieje. Pani Flavacourt oświadczyła, że raczej nigdzie bywać nie będzie, niż ominie zaproszenie pani Dubarry. Wczoraj marszałek Richelieu przegrał do D. z galanterją 250 luidorów w Landsknechta. Król drwił, że w takiej marnej grze można tak wiele przegrać! Marszałek odparł:
„Hrabina tak rozgrzewa swoją grą, że można przegrać znacznie więcej. Król chyba wie o tem“. Ludwik zrozumiał i, śmiejąc się, poklepał marszałka po ramieniu, z aprobatą dla przezroczystej przenośni.“

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„Syn mego brata Jana, jako powinowaty hrabiny, otrzymał wczoraj zaproszenie na obiad u króla.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„Wczoraj zaszła rzecz pierwszorzędnej wagi. Wieczerzano w parku Wersalskim. Były dwie grupy gości. Powoli zwolennicy Choiseula odłączali się od jego grupy. Pociągał ich srebrzysty śmiech Dubarry, której d‘Aiguillon opowiadał anegdoty, zebrane przez Chamforta z życia arystokracji i duchowieństwa. Wreszcie Choiseul został sam jeden. Chmurny przechadzał się w parku. Król bawił się tem. Potem litując się nad jego samotnością, zaproponował mu wista.