Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/215

Ta strona została skorygowana.

Dałbym pani dobrą radę, ale... pod warunkiem, że pani jej usłucha.
— Spróbuję. Jaka rada?
— Śród wyprzedawanych obecnie ze spadku po zmarłym panu de Thiers obrazów znajduje się jeden o nader zajmującej treści. Kup go Pani za wszelką cenę. Powieś w swojej sypialni obok portretu króla, aby nań często patrzył. Upozoruj to tem, że... przypuśćmy... obraz jest pamiątką rodową du Barrych po spokrewnionym z nimi domu Stuartów i pochodzi z ich galerji. To będzie wyśmienite!
— Ale cóż ten obraz przedstawia?!
— Naradę parlamentu angielskiego, wydającego wyrok ścięcia Karola I na szafocie. Racz pani uświadomić króla o treści tego obrazu... i niech często patrzy nań... Zrozumiała, pani?... A teraz mam honor Ją pożegnać!“

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„Dziś podsłuchałam przypadkiem zajmujący, ale zagadkowy dla mnie kawałek rozmowy pani Dubarry z księciem de Brissac, który zrzadka składa nam krótkie konwencjonalne wizyty.
Hrabina spytała:
— Czemu zawdzięczam to, że tak rzadko zbliżając się do mnie... wydajesz mi się jednak, książę wielce mi przyjaznym? Jeżeli nie mylą mnie pańskie poczciwe oczy! — dodała ze zwykłą sobie słodyczą.