łzawione gniewnym bólem oczy. Trzymała w ręku bukiet pomarańczowych kwiatów. Każdej łodydze dała figlarnie nazwę, któregoś z ministrów Choiseul‘a. Wydzierała je powoli z zaciśniętej ręki i przygadywała: „Precz!“ wymieniając kolejno nazwiska. Król śmiał się. Chodziło o pionki, które obrał sobie Choiseul, aby tem pewniej rządzić. Ale kiedy doszła do ostatniego kwiatu, który nazwała Choiseulem, twarz króla stała się poważną — zacisnął jej rękę z kwiatem.
Wtedy nauczona przez Maupeou uczyniła aluzję:
— Ja „mojego Choiseul‘a“ już odprawiłam, chociaż... dobrze gotował, bo nie podobał się moim przyjaciołom.
Odpowiedział jej:
— O dobrego kucharza łatwiej, niż o dobrego ministra. Słuchaj, Joanno! oboje jesteście mi potrzebni: ty i Choiseul. Natomiast zgoda wasza jest mi zbyteczna... Nie konkurujcie ze sobą, a żadne z was nie wyruguje drugiego. Zakazuję ci wracać do tego tematu.
Była zadąsana. Odmówiła mu pieszczoty. To go zabolało. Pragnął ją udobruchać.
— No! no! — rzekł — widzisz, już piszę rozkaz gabinetowy, oddalający Choiseul’a.
Siadł i napisał.
— Chyba teraz pocałujesz mnie!
Obsypała go pieszczotami. Była mu wdzięczna, gdyż w jej wyobraźni, nastrojonej przez trójkę: Dubarry, d‘Aiguillon i Maupeou — wie-
Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.