Anna Béqus pokiwała żałośnie głową:
— Czyż warto „rozpajęczać się“ nad moją przeszłością. Ot, życie tłukło mnie okrutnie. Krótko mówiąc, otrzymawszy w spadku po pewnym szlachetnym panu, który... coś mi zawdzięczał, sto luidorów, porzuciłam służbę w podłej oberży angielskiej, powróciłam do ojczyzny i udałam się do Vaucouleurs, gdzie mój brat służył u pani Birabin. Niestety, nie zastałam go przy życiu. Rodzice pomarli jeszcze przed moim wyjazdem do Anglji. Aby zaoszczędzić kapitalik, wstąpiłam do służby ponownie, jako kucharka do pana Demange. Pewien urzędnik podatkowy dowiedział się, że mam pieniądze, chodził długo koło mnie, skamlał o moją rękę, udawał miłość. Dałam się zwieść temu sprytnemu gałganowi. Coprawda — potrzebowałam wówczas z pewnych względów... męża. Ów niegodziwiec rychło po ślubie zdjął maskę — wyłudził odemnie mój mająteczek, rychło go puścił na pijatyki i kochanki — w dodatku jął mnie bić... Głupia, bezradna pozwalałam na wszystko, dopóki nie zauważyłam, że przystawia się — czy może pan wyobrazić sobie większą podłość?! do mojej trzynastoletniej Joasi.
— Do własnej córki?! — jęknął ze zgrozą Dumonceau.