Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

szłam zamąż, żeby dać dzieciakowi nazwisko męża, plunęłam mu w twarz i przy pomocy ojca chrzestnego Joanny, pana Demange i znajomego wikarjusza z Vaucouleurs, jakkolwiek mężatka, wolałam sporządzić metrykę dziecka, jako mojej nieślubnej córki.
— Nie rozumiem.
— Niema tu nic do rozumienia. Żyjemy przecież we Francji. Przez znajomość zrobiono, jak chciałam.
Wydobyła z poza gorsu papier złożony we czworo i podała panu Dumonceau.
Odczytał dokument, Była to metryka, głosząca, że w r. 1743 urodziła się z nieślubnej matki, Anny Béqus (Becu) córka, która na chrzcie świętym otrzymała imię Joanny.
— Ale przecież byłaś wtedy w związku małżeńskim z panem Vaubernierem! — zauważył ze zdziwieniem Dumonceau.
— Cóż z tego?!... Wikarjusz z Vaucouleurs poprostu zignorował moje małżeństwo, jako zawarte w innej parafji, co dawało mi prawo do unieważnienia ślubu.
— Zatem rozeszłaś się wtedy z mężem?
— Nie!... przebaczyłam mu jego chamstwo, wierząc w to, że jego zazdrość o moją przeszłość wynika z miłości. Zresztą ten głuptas chwilami kochał mnie. Nawet ustatkował się, przestał pić i porządnie zarabiał. Więc przeżyliśmy razem trzynaście lat...
— Nie był to więc taki ostateczny gałgan! — roześmiał się Dumonceau.