Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

matkę, przedstawiając pierwszą, jako swoją chrześniaczkę, drugą — z większą słusznością — jako wybawczynię. Fryderyka była niemi zachwycona i chętnie udzieliła im dwóch pokoików na piętrze w swojej rozkosznej willi.
W Joasi pozyskała wraz z panem Dumonceau nowy przedmiot zabawy, przechodzący wartością przyjemnego zabijania czasu psa i papugę. Uważała ją za żywą lalkę, stroiła i karmiła smakołykami, śmiała się serdecznie z jej figlów, skoków, opowiadań o wsi, sprytnych odpowiedzi, gwarowych wyrażeń, przedrzeźniań osób, które widziała, zwłaszcza z karykatur, jakie „słodka swawolnica“ robiła z niej i Dumonceau, naśladowaniem głosu, chodu, ruchów. Bankier pokładał się ze śmiechu przy tych produkcjach. Nadto uderzyła go zdolność Joanny do rysunku i niepośledni talent narratorski.
Również i Anna Teresa, jakkolwiek nie mogła pełnić roli „panny do towarzystwa“, jak jej córka, okazała się miłym i nadto pożytecznym nabytkiem domu Fryderyki. Wyjaśniło się wkrótce, że zna się znacznie lepiej na kuchni, niż specjalista-kucharz, sprowadzony przez Dumonceau z Marsylji; pamięta więcej, niż on, recept kucharskich; konfitury, kompoty, torty sporządza z większym talentem. To odkrycie doprowadziło do ważnych decyzyj.
Pani Fryderyka nie znała się wprawdzie na wartości pieniądza, była z natury rozrzutnicą i pozwalała Dumonceau trwonić na drobiazgi dla niej sumy bajeczne. Ale zarazem zachowała