Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

Ta „nowina“, dotycząca wprawdzie czasów niezmiernie odległych, wzmogła bardziej jeszcze poważny nastrój Joasi i — jeżeli chodzi o pierwszy miesiąc pobytu w klasztorze — to postępowaniu nowicjuszki klasztor Saint-Aure nie miał nic do zarzucenia. Bodaj tutaj nauczyła się tej sztuki opanowywania swoich ruchów, którą uderzała później na dworze królewskim w komedji etykiety, stającej się jej naturą... przynajmniej do chwil, analogicznych z rozhukaniem pauzy szkolnej, kiedy przymusowy bezruch wynagradzała sobie wyładowaniem odruchów w dziesięćkrotnych szałach wesela i dziecinnej swawoli!

ROZDZIAŁ VI.
Jej list z klasztoru.
Motto: „O, Jezu, jak tu nudno“.

Fakt, że coś się nagle zepsuło, że chochlik, czy djabełek, zamieszkujący w Joannie, ocknął się i narobił zwyczajem swoim jakichś figlów, zaświadczony jest historycznie przez dokument, który doszedł do naszych czasów. Mamy na myśli list, pisany przez nią z klasztoru St. Aure pod datą 1758 roku do jej rzekomego ojca chrzestnego, pana „Billard Du Monceau“ — jedyny list ocalały z tej epoki w spadku „piśmienniczym“ po przyszłej pani Dubarry.
Stanowi on odpowiedź Joanny na list pana Dumonceau, wyjaśniający z żalem pupilce, iż