ne, jednak z szerokiemi zastrzeżeniami, tłomaczącemi oburzenie przeoryszy w skargach przed panem Dumonceau. Jej uniewinnienia się przed przełożoną, że „strzelałyśmy tylko do św. Sebastjana, a św. Teresie nie chciałyśmy krzywdy zrobić“ nie poskutkowały i całą klasę, przyjmującą udział w „uzupełnieniu męczeństwa św. Sebastjana“, jak to określiła panna Reville — skazano na pozbawienie tego dnia czarnej polewki, co wywołało ogólną radość, dobrze zamaskowaną smutkiem skromnych kilkunastu buziaczków.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Zbolała zakazem widzenia się z opiekunem i matką, Joasia ustatkowała się na razie, albo przynajmniej nauczyła się sztuki kłamstwa, w której już celowały jej koleżanki. Wszelako wybuchowy temperament, dyktujący jej coraz nowe figle w rozmiarach, nie dających się ukryć, — już do końca pobytu w klasztorze, oprócz kar dodatkowych, utrzymał tamten zakaz w mocy. Kaprysami swemi sprawiła sporo kłopotów przeoryszy. Sprawiała nawet wrażenie, przywódczyni buntu, wyrażającego się w strejku milczenia w godzinach śpiewania psalmów i w organizacji pospólnego śpiewania kantyczek podczas obiadu głosami, mogącemi zburzyć ponownie miasto Jerycho. Cel osiągnięto: jedzenie poprawiło się znacznie. Było nieprawdą jednak, że Joasia zachęcała do buntu; wyłomu w regulami-