Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

Zamiar ukarania „złodziejek“ sparaliżowany został jeszcze jedną okolicznością. Stary i skąpy pan Villefort, odsyłając kapturki, przysłał list z życzeniami, aby „klasztor się zawalił, skoro wychowuje złodziejki“ i nie wypadało pozwolić na to, aby bezbożnik triumfował. Rzecz poszła w zapomnienie pod warunkiem, że wycieczki do ogrodu „ateusza i masona“ zostaną zaniechane.
Przez cały tydzień dziewczęta były niesłychanie miłe, gdyż Joasia wymyśliła regulamin ćwiczenia się w słodyczy: — panowała zgodność, cisza, posłuszeństwo, i powaga. Po tygodniu jednak rozpoczęła się już bez regulaminu orgja chichotu i przeorysza, przedsięwziąwszy znienacka osobistą kontrolę, znalazła całe zbiorowisko, kąpiące się w płytkiej sadzawce na krańcu parku, a w pośrodku Joannę nagą na ośle, wypożyczonym od furtjana bez jego zezwolenia. Osioł grał rolę Akteona, zmienionego w jelenia za podpatrywanie Djany w kąpieli; boginką Djaną była — całkiem zresztą zasłużenie — przedziwnie kształtna Joanna. Wszystko było żywym obrazem naśladującym do złudzenia obraz, wiszący nad łóżkiem w sypialni Fryderyki, dar pana Dumonceau, z wyjątkiem jednego szczegółu: śpiącej pod kasztanem na trawie siostry Petroneli, upojonej żarem lipcowego dnia.
Przeorysza na widok grzesznych ciał uciekła zgorszona. Postanowiła tym razem zamknąć dla przykładu mimo beku koleżanek projektodawczynię żywego obrazu. Joasia przyjęła wyrok, jako słuszny wymiar kary, i zażądała, aby