Strona:Leo Belmont - Walka cudów.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.
—   8   —

— Był!... ale nie mieszkał w żołądku... Nie był cały i zdrowy wyrzucony na brzeg... To jest niemożliwe!...
— Jehowa tego nie zrobił?!... Jehowa tego nie mógł zrobić?!...
Ręka starca podniosła się — wyprostowała... Zdawało się, że trzaśnie syna w twarz...
Ale tyle żałości było w oczach syna — i tyle dumy w jego postawie, że ręka ojcowska opadła bezwładnie wraz z ciałem na fotel...
Stary czoło spocone otarł czerwoną chustą — i opanowawszy wzruszenie teraz na poły ironicznie, na poły łagodnie, jakby przedsięwziąwszy złamać przekorę syna rozumną argumentacją — zadał mu pytanie:
— No, a jakże to rzeczy cudowne opowiada ci twój mądry „purec“?...
Oczy Joela znowu błysnęły zachwytem:
— On mi opowiadał — mówił Joel, ledwie mogąc dech złapać — że w kropli wody... słyszysz, tate... w kropli wody... takiej małej kropli, jak główka szpilki... jest może sto, może tysiąc drobnych stworzeń... I chociaż ta kropla wydaje się czysta... to one tam żyją... i ruszają się... i pożerają jedno drugie... On opowiedział mi... o takiem szkle...
— Joel! Joel! — przeraził się ojciec...
I wstał, załamując ręce...
— Patrz, co ten goim zrobił z twoją mądrą żydowską głową!... Ty nie możesz już wierzyć, że mały Jonasz żył w dużym wielorybie... ale ty wierzysz, że tysiące zwierząt żyje w małej kropli wody!... Odejdź! odejdź! Ty jesteś myszugene! (warjat!)...
Joel wysunął się cicho z pokoju... Przez drzwi słyszał, że ojciec łka i modli się. Zimno ściął przekrzywione bólem usta.

Pisałem na odwachu 31 Stycznia 1908 r.