Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/112

Ta strona została przepisana.

niej! — małżonka upierała się przy opinji pastorowej, dowodziła logicznie: „dziewczyna zemściła się“ — istotnie mogło ją rozgniewać to wyrzucenie na bruk po dwóch latach zasług za lada drobiazg w jej mniemaniu: — „niesprawiedliwość pańska!“ Ale skąd nauczyła się tych trudnych praktyk? Ba! ktoś mędrszy, doświadczeńszy, mógł ją nauczyć!... Czyż djabeł nie czuwa na każdym kroku, aby usidlić ludzką duszę?... Niemożliwości absolutnej nie było: złość związała ją z księciem piekieł... Czy to się zdarza? — słyszał o tem nieraz, acz puszczał te rzeczy, niedowiarek, mimo uszu.
Ale czyż aptekarz, człowiek mądry i bywały, nie zobrazował wymownie potęgi niewieściej? Czyż wielki lekarz żydowski nie powołał się na najświętszą z ksiąg świata, Stary Zakon, oporę Nowego — na genialnego prawodawcę Izraela, Mojżesza, rugującego mieczem czarownice z obozu ludu, wybranego przez Boga? A pastor — nie nauczał-że o tem, ile to krzywd uczyniła rodzajowi ludzkiemu pierwsza niewiasta Ewa, napewno nie uczciwsza od Anny Göldi?
Jedno było pewnem:
Gdyby ktoś stanął przed sędzią Tschudim i dał mu do wyboru: potępienie Anny za sztuczki djabelskie, albo koncepcję inną, że jego własne dziecko, krew jego. słodka Miggeli, dziewięcioletnia dzieweczka, może tak ohydnie igrać z kochającemi ją rodzicielskiemu sercami, zwodzić je celem niepojętej a okrutnej zabawki, grać tak doskonale komedję choroby — (czyż biedactwo nie cierpiało, nie wiło się w kurczach wymiotów, czyż nie bladło, nie uginało się pod niezasłużonem kalectwem?) — bezwątpienia nieszczęśliwy ojciec wybrałby pierwszą hipotezę.