Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/125

Ta strona została przepisana.

nemi dobrowolnie przez rzekomych „opętańców djabła.“
Joggeli, stąpając cicho, zapalił w ciemniejącej izbie kilkanaście świec woskowych. Przez okna dochodziły melancholijne pieśni pastuszków, przeprowadzających stada z pastwisk górskich do obór w dolinie, dzwonki krów, zawieszone na szyjach, ogłaszające w przejściu przez plac miejski nastanie godziny wieczornej. Ale ci dwaj nieznużeni tonęli w badaniach.
Tschudi przeczytał historję prokuratora, który skazał setki nieszczęśliwych na stos, a w końcu życia, w wieku lat osiemdziesięciu, przyznał się, że sam był opętańcem djabła; dobrowolnie wstąpił na szafot, gdyż przez litość czasu i przez pamięć jego zasług złagodzono mu karę, skazując nie na ognie, lecz na ucięcie głowy i ćwiartowanie po śmierci.

— To okropne!... to okropne! — wyjąkał Tschudi, odsuwając księgę. Już nie mogę czytać więcej. Miesza mi się w głowie.
Poczem wlepiając oczy w Bleihanda. zapytał:
— Czy to zawsze tak było?
Znawca odparł:
— Zawsze!... Może wprzód ludzie tego nie postrzegali — albo też zło urosło. Przed wiekiem XII słychać mało o czarownicach. Ale za to w XVI wieku złość djabelska i zuchwalstwo urosły ponad wszelką miarę. Wydaliśmy wojnę piekłu i piekło podjęło rękawicę! Ostatnio jednak osłabła gorliwość ustawodawców i sędziów, zarażonych nowinkami — i jest obawa, że rozzuchwalenie bezkarnością popchnie znowu wielu w obję-