Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/128

Ta strona została przepisana.

iż był czas, kiedy ważył się wątpić o sprawach tak jasnych i świętych, pobudzony będąc przez pychę nieuctwa...
— Jasnych i świętych?
— Tak jest!... Powołuje się na „Saducismus triumfatus“, dzieło, w którem dowiedziono niezbicie, iż odstępstwo od wiary w szatana jest pierwszym krokiem do ateizmu.
— Czyżby wiara w Boga wymagała wiary w szatana?! — wykrzyknął Tschudi w pustej ulicy, upuszczając z przerażenia kapelusz, który zdjął z oblanego potem czoła.
Kapłan zdumiony był niepojętnością interlokutora, mogącego stawiać jeszcze — po odczytaniu tylu wymownych świadectw na rzecz wiary w piekło — zarzuty tak dziecinne.
— A jakże pan chcesz?... Pan chyba żartuje, doktorku!
— Nie żartuję... egzaminuję siebie. Żądam odpowiedzi wyraźnej, pastorze.
— A więc... dobrze! Bądźmy logiczni... przebadajmy rzecz od początku raz jeszcze. Czy sądzisz pan, że wszyscy ludzie zdolni są wszystko zbadać osobiście, wiedzieć wszystko — aż do zgłębienia najzawilszych argumentów, podstaw ostatecznych... no! choćby w dziedzinach nauki świeckiej.
— To niemożliwe! — przyznał Tschudi. Masy opierają się zawsze na wierze... Wszyscy polegamy na autorytetach...
— Doskonale!... Czyż śród tych autorytetów nie jest najwyższym autorytet Pisma świętego — obu Zakonów?