Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/131

Ta strona została przepisana.

Tschudi odsapnął ciężko — postawił opróżnioną szklankę z brzękiem na stole — a spoglądając żonie w oczy, rzekł uroczyście:
Nie dopuścisz żyć czarownicom!“

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Tajemnicę tych słów, cytowanych z prawodawstwa Mojżesza, zrozumiała dopiero nazajutrz w południe, gdy na parkanach i ścianach domów miasta Glarus z polecenia sędziego Tschudi ukazały się wielkie czerwone plakaty, podpisane przez burmistrza i zespół pięciu sędziów trybunału po odbytej z inicjatywy doktora praw naradzie, trwającej kilka godzin. Plakaty owe przyrzekały nagrodę — dwieście dublonów — temu, kto wskaże miejsce pobytu przepadłej bez wieści Anny Göldi, którą obciąża podejrzenie o „zbrodnię główną“. Zbrodni tej nie wymieniano wyraźnie. Ale już zawczasu wdrożono energiczne śledztwo celem ustalenia winy „zbiegłej dziewki“, za którą wysłano listy gończe.


ROZDZIAŁ XVIII
Pogoń.

Nić przewodnią władzom śledczym do odnalezienia winowajczyni mimowoli podał bednarz Steinmüller. Odczytawszy rozlepione w mieście plakaty, nie skusił się bynajmniej przyobiecanym zyskiem. Zasięgnął języka w sklepie korzennym o przypisywanych uciekinierce czarach. Przeląkł się w prostocie ducha, iż pozostawał w stosunkach znajomości z podejrzaną o czarowanie dziewczyną. Jakiś instynkt ostrzegł go o niebezpieczeństwie