świadectwa, zapisanego w aktach sądowych późniejszego procesu Göldi — „najwybitniejszy lekarz naszego kantonu, poprostu zachodził w głowę, jak podtrzymać słabnące siły dziecka; rozwodził ręce bezradnie i stwierdzał jedno: „tylko wpływem jakiejś przemożnej krzywdzicielki można wytłumaczyć chorobę, która nagromaziła w żołądku dziecka tyle nieswoistej zawartości, a wyniszczając soki organizmu zagraża w skutkach dalszych paraliżem.“ Wyrażenia: „czarownica“, jako człowiek wolnomyślny — wystrzegał się. Ale wystarczała definicja: „przemożna krzywdzicielka“, aby pognębić z kretesem ojca. Biedaczysko zmizerował się ostatecznie, sypiając na twardej kanapie.
Pani sędzina, obecnie — oddana myślą córce i zapominająca o własnych licznych chorobach, nie na żarty zatrwożyła się o zdrowie męża. Tajemniczy szept d-ra Marti: „Mężowi pani brak... miłości; jest jeszcze w takim wieku, gdy... — mimo niedokończenia frazy, był dla niej wskazówką dostateczną. Przeniosła Miggeli z powrotem do jej sypialni, powołując się na przepis lekarza: „Kochanie! dr. Marti kazał zmienić powietrze, którem oddychasz.... Zaczerwieniła się przytem mocno.
Maryjka nie protestowała — zachmurzyła się tylko, poczem wydęła dumnie usteczka i oświadczyła:
„Mnie tu już także nudno... w tym jednym pokoju“.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
A w dni kilka potem wybuchnęła choroba starym objawem: „gwoździstemi wymiotami“, płosząc oboje rodziców.
W tym samym czasie poszukiwania Anny Göldi dały pomyślny efekt. Nadszedł sekretny komunikat o wyraźnym tropie, prowadzącym do Ferney.