rysów jego duchowej sylwetki, w tej mierze, w jakiej jest to potrzebne dla zrozumienia rady, którą opatrzył swoją pupilkę i służebną.
Albowiem Anna Göldi stała się pupilką pastora, m niej służącą, niźli przyjaciółką, o ile możliwy jest związek przyjaźni pomiędzy osiwiałym w trudach życia, wielce uczonym starcem i młodą a prostą dziewczyną wiejską. Ale to była naprawdę przyjaźń — więcej:przywiązanie ojca do córki, nagrodzone umiłowaniem, należnem ojcu od córki.
Jak to się stało — opowiemy pokrótce.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Anna Göldi w swoich wędrówkach dotarła do Perney; skądciś, dzięki ustawicznym rozpytywaniom, doszła ją wieść, że w górach nieopodal Perney stoi pamiątkowy kamień, na którym wyryte jest imię i nazwisko człowieka, którego tak skwapliwie poszukiwała:
„Hans Lederli“.
Było znane szeroko w okolicy. Wieść głosiła, że Hans Lederli, jako ochotnik, przewodził gromadce, która podczas nocy, w zamieć śnieżną wyprawiła się z dobrej woli, aby odszukać siedmiu zaginionych od dni paru podróżnych, Anglików, którzy wybrali się na szczyt i nie wrócili do zajazdu. Nieszczęśliwi — pociągnięci głosem Rousseau z Anglji do Szwajcarji celem ujrzenia cudów jej natury, które podówczas nęciły niewielu znawców — udali się w góry bez przewodnika, licząc na własny zmysł orjentacji i zabłądzili. Wyprawa ratunkowa usłyszała jęki wołających o pomoc z dna szczeliny gletczeru. Hans spuścił się na sznurze, przywiązał doń zosobna każdą z ofiar lodowca — odchuchanych w półżywych, ocalono. Ale sznur, nadwyrężony dźwiganiem