Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/155

Ta strona została przepisana.

łoby o Jego niemocy, to On nie byłby Wszechmocny, ergo nie mógłby być Bogiem Sabaoth“.
Argument ten ugodził cnego rabina gdyby piorun. Wargi mu zbielały i zatrzęsły się.
W rezultacie obaj teologowie zadecydowali tegoż wieczora, że przejdą razem na łono kościoła luterańskiego, jako możliwie najbliższego wiary Mojżeszowej. Wszelako nazajutrz rabin Adonjasz ben Cadyk nadesłał pismo oczekującemu go w zakrystji ewangielicko-ausburgskiej Amadeuszowi Tillier, że rozmyślił się i „woli, skoro ma już odejść, być cokolwiek dalej“ — i przechodzi na katolicyzm w nadziei, że z czasem zostanie... kardynałem.
Tedy Tillier został sam luteraninem i zajął niezadługo szanowne stanowisko przy zborze. Odtąd żył skromnie, prawie w ubóstwie, wygłaszał kazania, niósł duchowne posługi swojej pobożnej a stale rosnącej w liczbę gminie — był powszechnie lubiany i szanowany za gołębią dobroć i mądrość wielkiego doświadczenia w rzeczach wiary.

Nie można rzec, aby jego badawczy umysł uspokoił się na łonie obranego ostatnio kościoła. Nie tylko nachodziły go wątpliwości dawne, ale narastały nowe. Czytał cichaczem pisma Leonarda da Vinci, najwcześniejszego z tych, którzy wyszydzili wiarę pospólną w czary, i dzieła rozsądnego Montaigne’a, który już na lat dwieście przed ową epoką, na dwa lata przed spaleniem genialnego mnicha Giordana Bruno,[1] uśmiechał się sceptycznie na panujące przeąsdy i ogłaszał: „Istnieją dowody i argumenty na poparcie możliwości cza-

  1. Rok 1600.