Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/159

Ta strona została przepisana.

od naczelnika policji. Pastor blady i zmieszany chodzi! wielkiemi krokami po pokoju. Zimny pot wystąpił mu grubemi kroplami na czoło. Nie wiedział, co uczynić z tym „fantem’. Anna bawiła się z psem na dole. Wpuściła agenta, nie zwróciwszy nań bliższej uwagi, i wskazała mu schodki: „Pastor przyjmie pana“. W istocie przyjmował wszystkich interesantów. Mnóstwo obcych zwracało się do niego po radę — nie odmawiał jej nikomu.
Schenk przedstawił się pastorowi, jako przyjaciel sędziego Tschudi i bezpośredni jego wysłaniec.
— Przybywam w sprawie... Anny Göldi — rzekł z wielką prostotą. Chodzi o to, aby przyjechała na dni kilka do dawnego swego pana do Glarus.
— Mam tu wiadomość z urzędu policji, że władze Glarusu zabiegają o wydanie Anny Göldi.
— Ach! to mnie nie dotyczy... To całkiem inna sprawa.
— Na Boga! cóż m ogła uczynić złego ta poczciwa dziewczyna?! — Zapewne chodzi tam o kradzież, ujawnioną u niejakiego Steinmüllera bezpośrednio po wyjeździe Anny Göldi, której ów dał przytułek na noc. Ale, o ile wiem, już przed moim wyjazdem rzecz wyjaśniła się na korzyść tej zacnej dziewczyny — złodzieja niedawno schwytano.
— A więc po cóż Anna Göldi ma wracać do Glarus?
— Tylko na dni parę, panie pastorze — najlepiej objaśni to list mego przyjaciela do Waszej Wielebności. Nieszczęśliwy ojciec znajduje się w rozpaczy i Wasza Miłość swoim wpływem może odwrócić nieszczęście.