Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/182

Ta strona została przepisana.

Przedewszystkiem budziła wątpliwości prawnicze i rozżegała namiętności partyjno-religijne sama kwestja właściwości sądu. Trzy czynniki starły się w walce o kompetencję.
W zwykłym trybie rzeczy winien był sprawę rozstrzygnąć z ramienia władzy świeckiej trybunał pięciu, zasilany w wypadkach, gdy szło o zbrodnie osobliwie ciężkie, przez trzech ławników miejskich, przy udziale burmistrza. Był to trybunał pod względem wyznaniowym mieszany: uczestniczyli w nim katolicy i ewangielicy niemal w równej mierze.
Ale oto zgłosiły pretensje do sądzenia sprawy obie gminy religijne: katolicka i ewangielicko-augsburska. Obie dowodziły z jednakim żarem, iż specyficzny charakter przestępstwa — oskarżenie o czary, kwalifikował sprawę do rozpoznania przez gminę wyznaniową. Burmistrz ustąpił, gdy pastor Bleihand zwrócił jego uwagę na to, iż osądzenie czarownicy napotka w innym wypadku trudności. Jakkolwiek bowiem ustawa o czarach nie była zniesiona wprost w drodze prawodawczej, lecz istniały uprzednie wyroki z przed wielu lat, usuwające tę ustawę, jako nieodpowiednią duchowi czasu; tedy trybunał pięciu, wierny własnym komentarzom kasacyjnym, przy nadmiarze lojalności, mógł zakwestjonować istnienie tego rodzaju przestępstwa i przy zmianie kwalifikacji zbrodni, nie wydać wyroku śmierci. Nadto Bleihand wskazywał, że sędzia Tschudi, zadowolony z wyzdrowienia córki i zdradzający obawę, iż zasądzenie Anny Göldi może wywołać zemstę ze strony będących z nią w zmowie sił zaświatowych, może ulec pokusie wynajdywania okoliczności łagodzących, a nawet autorytetem swoim wywrzeć wpływ w kierunku uniewinnienia, przy