Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/204

Ta strona została przepisana.

w rozwarte usta. Ilekroć ofiara nieostrożnie zasnęła, haki wrażały się w podniebienie, język w miąższ policzków od wewnątrz — i sen się przerywał.[1]
Anna nie mogła spać — musiała być każdej chwili czujna, żeby uniknąć bólu — dyszała ciężko rozwartemi stale usty — dochodziła do stanu obłędu. Nadto, karmiąc ją, o ile niezbędnem to było dla utrzymania czarownicy aż do wyroku przy życiu — tu stosowany był nawet przymus względem pragnących się zagłodzić — nie udzielano jej żadnych zgoła napojów.
Albowiem jest to aksjomatem, zdobytym przez wiele doświadczeń, że „czarownica nie zdradzi obyczajów nawiedzającego ją złego ducha, dopóki gardło nie wyschnie jej z pragnienia“.
Kiedy, omdlewając, błagała o kroplę wody — zapowiedziano jej dnia pewnego, że „dostanie wody obficiej, niż marzy“. Przytoczono w istocie do katowni beczkę wody. Była-ż to litość?

Odpowiedzi udziela protokół z dnia 13 kwietnia, t. j. z daty drugiego „egzaminu zastraszenia“. Stwierdza on bezstronnie, że oskarżona była „męczona w naj-

  1. Autorzy nowocześni, cytując z protokółów sądowych podawane ze ścisłością prawniczą opisy mąk inkwizycyjnych, zaznaczają, że niepodobna dość nadziwić się cudownemu wytrwaniu kobiet, często wiekowych, oraz starców, poddawanych torturom. O ile ofiary nie wpadały w obłęd, lub śmierć nie zwalniała ich od męczarni — niejednokrotnie wolały one znosić je do ostatka, niż przyznać się do związków z szatanem. Oczywiście częściej przyznawały się do wszystkiego, aby co rychlej wstąpić na stos, który w tych warunkach był wyzwoleniem. Nieraz litościwi sędziowie doradzali podsądnym przyznać się odrazu, gdyż wiedzeli, że w mrocznej atmosferze czasu — „stos ich nie minie, choćby byli niewinni”, (Przyp. autora.)