Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/219

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXX.
Zaczarowane ciasto.

Nazajutrz pastor przystąpił do dzieła.
Nastąpił trzeci egzamin terrorystyczny pod datą 8 Maja. Brak nam o nim pełnego sprawozdania. Jakaś ręka wandalska uszkodziła protokół. Zachował się zen tylko strzęp. Ale świadczy on, że na len raz me zadawano srogich tortur Annie Göldi. Były zbędne. „Oskarżona złagodniała i sama chętnie dała potrzebne wyjaśnienia“. „Mówiła głosem cichym i łagodnym, ukorzona wobec potęgi Boga i przenikliwości sądu“.
To znaczy, że właściwie była już obłąkana. Wymownie wskazuje na to charakter jej zeznań. Są niekompletne, ale dowodzą, iż zyskano materjał obfity — „prawie dobrowolny“ — notuje sumienny sekretarz.
Wyznała, że już w dzieciństwie błąkała się w obrazie wilkołaka, że katastrofa, która pogrzebała pod lawiną dom jej dziada była dziełem jej rąk, ze zaraza, która padła na oborę sąsiada Heireli Kleinhirna była również jej sprawką, że zamierzała podpalić Zbór ewangielicki — wreszcie, że podała Miggeli rankiem ostatniej niedzieli swego pobytu w Glarus zaczarowane ciasto, przygotowane w tym celu przez Steinmüllera. W tem cieście były zarodki owych gwoździ i szpilek, które później rozrosły się w żołądku dziecka do niebywałych rozmiarów w zwiększonej ilości.
Chciano — jak stwierdza ów strzęp protokółu w ostatnich wierszach — „zahartować ją w torturze dla przekonania się, czy te zeznania dobrowolne potwierdzi“, ale już nie wymuszono z niej nic więcej. Zaszła